24 marca 2015

RECENZJA: tusz do rzęs Max Factor Masterpiece Max

Witajcie Kochani!
Przychodzę do Was z recenzją tuszu do rzęs, którego używałam przez ostatnie trzy miesiące. Jak widzicie w tytule, dzisiaj kilka słów o Max Factor Masterpiece Max. Mój makijaż zawsze musi składać się z pomalowanych rzęs. To jest moja podstawa bo wyglądam wtedy o niebo lepiej. Choć przez ostatnie miesiące moje rzęsy urosły, to jednak nadal moje oko jest "gołe" i " niewyraźne".

Na ten tusz skusiłam się po pozytywnej opinii Panny Joanny. Zamówiłam go na Minti Shop, bo tam jest tańszy niż w drogeriach (28.99 zł). Szczoteczkę ma silikonową o średniej wielkości, z dłuższymi włoskami.
Według producenta maskara ma podkreślać i rozdzielać każdą rzęsę, wydłużając ją i pogrubiając. Dodaje nawet 400% objętości w porównaniu z rzęsami nie pomalowanymi tuszem. Nie osypuje się, nie rozmazuje i nie skleja rzęs. Jest to tusz wydłużająco-pogrubiający.


Każdy tusz podkreśli moje rzęsy. Dlatego ten był chyba z drogi na efekt, który dawał. Rzęsy są faktycznie dłuższe, ale jest to też zasługa odżywki do rzęs, którą stosuję. Pogrubione to one jakoś wybitnie nie są. Nie skleja rzęs to fakt ale ja lubię jednak mocniejszy efekt. Do tego od początku aż do końca jego użytkowania odbijał mi się na górnej powiece. Nie wiem czy jest to wina tuszu, tłustej skóry czy rzęs, że są na tyle długie że stale mają kontakt z ta okolicą. Czasem to było mocniejsze, czasem mniejsze ale jednak występowało, a ja nienawidzę gdy tusz mi się odbija.


Jak sami możecie zobaczyć rzęsy wyglądają dobrze, na pewno są wydłużone ale jest to efekt dzienny a ja bym chciała żeby moje rzęsy zwracały troszkę większa uwagę. 

Moja ocena:
3/5

To już wszystko na dzisiaj. Jeśli macie jakieś tusze godne polecenia to z niecierpliwością czekam na Wasze propozycję. Mi nie pozostało nic innego jak pożegnać się i zaprosić Was na kolejne posty. Paaa.


x.o.x.o.
MadzSch93

5 marca 2015

ULUBIEŃCY KOSMETYCZNI: luty 2015

Witajcie Kochani! 
Luty za nami i muszę się przyznać, że zawsze lubię ten moment ponieważ 1 marca mam urodziny - a kto nie lubi swoich urodzin?! Już myślałam, że w tym miesiącu nie zrobię ulubieńców ponieważ niewiele ostatnio kupowałam kosmetyków a nie ma sensu, abym pokazywała Wam te same produkty co w poprzednich postach. Jednak kiedy pozbierałam ulubione kosmetyki okazało się, że nie jest ich aż tak mało abym połączyła je z tymi marcowymi. A przynajmniej post nie powinien być przy długi. Zapraszam więc na ulubieńców lutego.


Jak już widzicie mam tutaj aż trzy produkty Babydream, a post nie jest sponsorowany. Są to po prostu dobre i tanie kosmetyki. Płyn do kąpieli dla matek nie zawiera SLS ani SLES, dlatego używałam go do mycia ciała. Jednak równie dobrze sprawdza się do mycia włosów. I właśnie do tego go w tym miesiącu używałam. Za butelkę o pojemności 500 ml w regularnej cenie kosztuje 9,99 zł ale często jest na promocjach. 

Kolejnym produktem jest lotion dla niemowląt, który kosztuje około 9 zł. Używam go codziennie wieczorem jako balsam po kąpieli. Szybko się wchłania i delikatnie nawilża skórę. Ma delikatny zapach. Raz kremowałam nim włosy i efekt był zadowalający, na pewno ich nie przesuszył. Sprawdza się także całkiem dobrze jako krem do twarzy, chociaż delikatnie mocniej się błyszczę po nim w ciągu dnia. Jednak mnie nie zapycha.

Ostatnim produktem tej marki jest żel do mycia. Możemy nim myć skórę jak i włosy. Powodem, dla którego go kupiłam był fakt, że nie zawiera SLS i SLES. Delikatnie myję ale nie wysusza. Kupiłam go głownie z myślą mycia rąk ponieważ po zwykłych mydłach były one bardzo przesuszone. I sprawdził się rewelacyjnie. Moje dłonie cierpią zdecydowanie mniej z wysuszenia. Sprawdza się również całkiem dobrze do mycia twarzy. Nie mam po umyciu efektu ściągnięcia.  Duży plus za opakowanie z pompką. 

W lutym zaczęłam także używać antyperspirant Dove. Mój pierwszy antyperspirant w spreju od dawna. Ma delikatny zapach, który czasem utrzymuję się dłużej a czasem krócej. Dobrze chroni mnie przed potem przez cały dzień i co najważniejsze nie zostawia białych ani żółtych plam na ubraniach. Miła odmiana po koszmarnym antyperspirancie z nivei, o którym wam opowiem w projekcie denko. 

W poprzednim miesiącu stan mojej cery trochę się pogorszył. Wysypało mnie, szczególnie na prawym policzku, na którym i tak mam największe przebarwienia. Zakrywanie tego samym korektorem stało się uciążliwe, dlatego zaczęłam używać podkładu La Roche Posay Toleriane Tent. Jest to podkład mocno kryjący, ale przy tym nie dający efektu maski. Nie jest to podkład matujący ani zastygający dlatego warto go dobrze przypudrować. Utrzymuje się cały dzień. Z tego co pamiętam nie zawiera silikonu i delikatnie leczy skórę, dlatego nie wysypało mnie po nim jeszcze bardziej. 

Ostatnim kosmetykiem jest pomadka Golden Rose Velvet Matte w kolorze 18. Kupiłam go po filmiku Red Lipstick Monster, w którym pokazywała tańsze odpowiedniki szminki Mac Russian Red. Jest to przepiękna, klasyczna czerwień, która idealnie do mnie pasuje.  

To już wszyscy ulubieńcy. Dajcie znać czy używałyście, któregoś z wyżej wymienionych produktów albo co mogły byście mi polecić. To już wszystko na dziś. Paaa...


x.o.x.o.
MadzSch93