28 grudnia 2014

ULUBIEŃCY KOSMETYCZNI: grudzień 2014

Witajcie Kochani!
Przyszła pora na szybkich ulubieńców grudnia. Powiem szczerze, że ten rok przeleciał mi między palcami. Nawet nie wiem kiedy. Tyle się wydarzyło, były gorsze i lepsze momenty ale to chyba jak u wszystkich z Was. Pora na nowy rozdział w Naszych życiach, mam nadzieję dla każdego lepszy. Planuje jeszcze przygotować dla Was ulubieńców roku, których podzielę na pielęgnacje i kolorówkę. Jednak  nie wiem czy pojawia się one jeszcze w tym roku czy już w nowym. Zobaczymy. Teraz pokażę Wam krótkich, skromnych ale godnych uwagi ulubieńców. 


Na początku grudnia kupiłam w Bierdonce zestaw trzech produktów do mycia ciała o zapachu ciasteczkowym. Jak na razie najbardziej do gustu przypadł mi żel pod prysznic. Dobrze myję, nie przesusza skóry ale używam go co drugi dzień. Jest całkiem wydajny, dobrze się pieni. Szkoda, że zapach nie utrzymuje się długo na ciele albo przynajmniej w łazience. 

Drugi produkt to krem z 10% kwasem migdałowym Pharmaceris. Używam go już po raz drugi i także jestem zadowolona. Chociaż o efektach jeszcze Wam opowiem później. Jest całkiem tani (ok 30zł) a do tego bardzo wydajny. 

Kolejny kosmetyk to żel-krem do mycia twarzy z Biedronki. Do tego produktu także powracam ponownie. Jest tani, wydajny a do tego bardzo dobrze działa. Jest łagodny dla skóry, dobrze myje i nie zapycha mnie. 

W końcu skusiłam się na pomadki z Golden Rose. Pierwsze to Vision Lipstick. Są to pół matowe, pół satynowe. Całkiem trwałe. Pierwszy kolor jaki mam to 104 i jest to ciemny róż, trochę różany kolor - ciężko mi go opisać. Drugi to 113 i jest to przepiękna czerwień, trochę ciemniejsza. Ale pasuje do mnie idealnie. I nie boję się jej nosić w ciągu dnia. Nie są to najtrwalsze pomadki ale na moich ustach nic nie trzyma się idealnie. Nie wiem czemu tak jest, ale pracuję nad tym. Kupiłam także jedną pomadkę z serii Velvet Matte, w kolorze 09. Jest to przepiękny róż, delikatny, idealny na co dzień. Tak jak poprzedniczki nie utrzymuje się na moich ustach nie wiadomo jak długo ale jestem jak na razie zadowolona. Nie przesusza tez tak bardzo ust. 

To już wszyscy moi grudniowi ulubieńcy. Zapraszam na ulubieńców roku, którzy pojawia się niebawem. A tym czasem czekam na Waszych ulubieńców tego miesiąca. Paa.


x.o.x.o.
MadzSch93

20 grudnia 2014

RECENZJA: Balea - Krem na dzień z kwasem glikolowym i witaminą C

Witajcie Kochani!
Sezon jesienno zimowy w pełni. Słonecznych dni jest zdecydowanie mniej. Dlatego jest to idealny moment, aby pozbyć się wszelkich nieprzyjaciół z naszej skóry. Rynek kosmetyczny jest przepełniony produktami złuszczającymi. Tylko który wybrać? Tańszy, czy może droższy? Dzisiaj opowiem Wam o kremie marki Balea z kwasem glikolowym i witaminą C.


Przyznam, że  podchodziłam do tego kremu sceptycznie. Nie sądziłam, ze produkt z "taniej drogerii" może być dobry. Kosmetyki Balea, jak dobrze wiecie, są dostępne w drogeriach DM. Jednak można je zamówić na kilku polskich stronach internetowych, np. TUTAJ, 50 ml kosztuje około 30zł. Przy zakupach nie zwróciłam uwagi ale krem ten ma dwie wersje: na dzień (którą mam ja) i na noc. 

Dlaczego kwas glikolowy jest dobry? W stężeniu do 10% dobrze nawilża; złuszcza, ale jest to złuszczenie bardzo delikatne powierzchniowej warstwy naskórka- niezauważalne dla ludzkiego oka; wspomaga odnowę i regeneracje skóry. Stężenie od 20% do 35% oprócz nawilżania i oczyszczania daje efekt powierzchniowego peelingu. Przy długotrwałym stosowaniu możemy zauważyć: poprawę elastyczności skóry; zwiększoną produkcje włókien kolagenu; wygładzenie skóry; poprawę jej kolorytu; zmniejszenie zmarszczek; wygładzenie blizn; zapobieganie starzenia się skóry; rozjaśnianie plam pigmentowych oraz przebarwień; oczyszczenie skóry. 

Niestety nie jestem Wam w stanie powiedzieć jakie stężenie jest w tym kremie, nie jest ono jednak na pewno wysokie. 

Skład:  AQUA, DICAPRYLYL ETHER, GLYCERIN, BUTYLENE GLYCOL, METHYLPROPANEDIOL, ALKCOHOL DENTA., ALUMINUM STARCH OCTENYLSUCCINATE, MALTODEXTRIN, ASCORBYL TETRAISOPALMITATE, BELLIS OERENNIS FLOWER EXTRACT, PISUM SATIVUM EXTRACT, SUCROSE DILAURATE, PANTHENOL, TOCOPHERYL ACETATE, SODIUM ACRYLATES/C10-30 ALKYLACRYLATE CROSSPOLYMER, CARBOMER, PARFUM, XANTAN GUM, DISODIUM COCOYL GLUTAMATE, DISODIUM EDTA, PHENOXYETHANOL, CAPRYLYL GLYCOL, ALCOHOL, PHENETHYL ALCOHOL, TOCOPHEROL, MELISSA OFFICINAILS LEAF EXTRACT.

Kremu tego używałam przez 3 miesiące, raz dziennie na noc. Nie miałam suchych skórek, ale pod koniec kuracji musiałam skórę rano mocniej nawilżać. Na początku miałam mały wyspy pryszczy, ale był to efekt oczyszczania się skóry. Krem mnie nie zapychał, ale nie zawiera silikonu ani parafiny. Obawiałam się XANTAN GUM, ale składnik ten nie robi mi krzywdy. 

Efekty końcowe:  Skóra wygląda dużo lepiej niż po lecie. Wiele przebarwień się wybieliło a te większe też wyglądają lepiej. Pory są mniejsze. Skóra jest gładka, ale miałam nadzieję, że dzięki witaminie C będzie bardziej promienna. Jestem jednak zadowolona z efektów i chętnie powrócę do kuracji kwasem glikolowym. Nie wiem czy akurat powrócę do tego kremu, czy skuszę się na jakieś większe stężenie. 

Jeśli macie możliwość zakupienia tego kremu to Wam go polecam. Wydaje mi się, że ta wersja na noc będzie działała jeszcze lepiej. Pamiętajcie tylko o zabezpieczeniu skóry kremem z filtrem!

Dajcie znać czy go używałyście i jeśli tak, to jakie były u Was efekty. W tym momencie powróciłam do kwasu migdałowego, bo jeszcze wiele złuszczania przede mną. Moje przebarwienia są bardzo uparte. Do zobaczenia w kolejnych postach. Paaa.



x.o.x.o.
MadzSch93


11 grudnia 2014

AKTUALIZACJA WŁOSÓW: listopad 2014

Witajcie Kochani!
Przepraszam za tak długie przerwy w postach, ale ostatni tydzień był bardzo intensywny i nie znalazłam czasu na pisanie. A teraz jeszcze dopada mnie jakaś choroba. Trochę spóźniona, ale przychodzę z aktualizacją moich włosów. Poprzednią możecie zobaczyć tutaj. Co się zmieniło? 

zdjęcie z lampą

ciemniejsze bo przez pogodę światło było kiepskie

Jak widać, moje włosy wyglądają inaczej - taki urok kręconych włosów. Włosy były umyte dwa dni wcześniej, są też prostsze przez co trochę roztrzepane. Jednak odnoszę wrażenie, że włosów jest mniej - szczególnie na końcach. Nie wiem czy tak jest czy tylko mi się zdaję ponieważ włosy nie wypadają mi w większej ilości niż zazwyczaj. Być może jest to tylko efekt wygładzenia i obciążenia, z którym mam problem. Nie chcę jednak zmieniać pielęgnacji ponieważ moje włosy są mniej suche i mniej się puszą. Szybciej się przetłuszczają, szczególnie u nasady ale jest to tez wina czapki. Nie zmieniłam jednak częstotliwości mycia

Co do pielęgnacji to najczęściej przed myciem nakładałam na zwilżone włosy odżywkę i łyżkę oleju. Po pół godzinie zmywałam raz delikatnym szamponem i nakładałam odżywkę. Zaczęłam także myć włosy samą odżywką. Wybrałam tą żółtą z Garnier, bo to chyba najbogatsza odzywka jaką mam. Włosy są wygładzone, ale nie tłuste, czego się obawiałam. Myję je w ten sposób raz w tygodniu. Nadal stosuję kozieradkę ale wysypu babyhair nie ma tak widocznego jak np. przy jantarze. 

To by było wszystko, jeśli chodzi o stan, wygląd i pielęgnacje moich włosów w listopadzie. Dajcie znacz czy macie coś na dodanie objętości włosom, szczególnie u nasady. Mam nadzieję, że szybko zobaczymy się znowu. Paa.

x.o.x.o.
MadzSch93

5 grudnia 2014

ULUBIEŃCY KOSMETYCZNI: listopad 2014

Witajcie Kochani!
Koniec miesiąca oznacza, że przyszła pora na ulubieńców. W tym miesiącu nie ma wielu produktów, tylko dwa kosmetyki z pielęgnacji a reszta to kolorówka. Większość produktów już widzieliście w zakupach, a zatem nie przedłużam bo pewnie znowu się rozpisze.


Zacznę od produktu, który mam już po raz drugi. A jest to balsam do ciała Isana z 10% mocznikiem. Używam do wszystkiego: ciała, rąk, stóp a nawet kremowałam nim włosy. jak dla mnie jest to kosmetyk wielofunkcyjny a co najważniejsze bardzo dobrze nawilża. A do tego kosztuje tylko 9 zł. Polecam, ale uwaga na wersje z 5,5% mocznikiem, która zawiera silikon. 

Z pielęgnacji polubiłam także nawilżający krem do twarzy na noc Rival De Loop. 50 ml kosztuje w Rossmannie około 9 zł. Dobrze nawilża, ale jest trochę tłusty - u mnie na dzień raczej by się nie sprawdził. Nie zapycha. Nie zawiera silikonu ani parafiny. Jednak przeszkadza mi w nim zbyt intensywny zapach. Nie jest tak idealny jak mój ulubiony krem z Balea, ale też daje radę. 

Chyba śmiało mogę stwierdzić, że moim ulubionym lakierem do paznokci na ten sezon jesienno zimowy jest Essie Bahama Mama. Kolor jest przepiękny i bardzo unikatowy. Kiedy mam go na paznokciach dostaję wiele komplementów na jego temat. Skoda tylko, że lakiery tej marki nie są trwałe na moich paznokciach. 

Moją ulubioną serią lakierów są te z Maybelline. Dlatego podczas promocji w Naturze postanowiłam zakupić topcoat tej marki. Testowałam go właśnie z lakierem essie. Idealnie nie było, lakier odpryskiwał na końcach ale bardzo delikatnie. Codziennie sobie zamalowywałam ubytki i dokładałam warstwę topcoatu. Całość miałam na paznokciach tydzień. Nie jest to jakość lakierów tej marki, ale jestem zadowolona. Tym bardziej, że zapłaciłam za niego 8.99 zł. 

Na tej samej promocji skusiłam się także na korektor pod oczy BB Cream Lightening marki Bell. Jest kremowy, niewysuszający i bardzo dobrze kryjący. Jestem tylko ciekawa czy będzie wydajny, ponieważ jest w pędzelku a z takie produkty są mniej wydajne. 

Color Tattoo w odcieniu On And On Bronze również używałam bardzo często. Kolor nie jest za ciemny, ale przepięknie oko podkreśla. Jest też idealny jako kreska. Trwałość na mojej tłustej powiece jest średnia (czasem potrafi trzymać się cały dzień, czasem roluje się już po kilku). Powiem to kolejny raz ale szkoda, że w ofercie tych cieni nie ma więcej kolorów. 

I ostatni produkt to też marka Maybelline (niestety ta firma mnie nie sponsoruje:P). Jest to pomadka Super Stay14 Hours Lipstick w kolorze 110 Neverending Pink. Jest to trwała pomadka, która schodzi z ust w całkiem równomierny sposób. Ale musicie mieć na uwadze to, że mam jasny kolor, który swoją drogą jest idealny na co dzień. 

To już wszyscy ulubieńcy. Jeśli maiłyście, te produkty dajcie znać jak u Was się sprawdziły. Ja tym czasem uciekam. Paa.


x.o.x.o.
MadzSch93


22 listopada 2014

PROJEKT DENKO

Witajcie Kochani!
Dzisiaj pokażę Wam produkty, które udało mi się zużyć. Będę starała się pokazywać Wam te produkty regularnie żeby posty nie były bardzo długie. Powiem Wam też czym zastąpiłam te produkty. Dajcie mi znać czy taka forma projektów denko Wam odpowiada. 


Zacznę od kremu do rąk marki Isana z 5% mocznikiem. Jest to bardzo dobrze nawilżający krem, który pomoże nawet bardzo przesuszonym dłoniom. Jest bardzo gęsty dlatego jest też bardzo wydajny. Idealny na noc ponieważ zostawia delikatną warstwę na skórze. W tym momencie używam balsamu do ciała z Isany z 10% mocznikiem - do rąk sprawdza się również idealnie.

Zużyłam również peeling solny ze Starej Mydlarni. Dobrze złuszczał ale pozostawał tłustą powłokę, która była trochę uciążliwa. Wolno się wchłaniała i zostawała również na wannie co było trochę niebezpieczne. Także zapach mi się nie podobał - jednak w drogerii nie mogłam go powąchać. Zamieniłam go na domowy peeling cukrowy. 

Ze Starej Mydlarni zużyłam również żel pod prysznic o zapachu białej czekolady. Dobrze mył, nie wysuszał skóry ale niestety zapach nie utrzymywał się na skórze, ani nawet w łazience. A szkoda bo był bardzo ładny. Obecnie używam żelu z Isany, również z tej serii z mocznikiem (ona jest na prawdę bardzo dobra i tania).

Skończyłam próbkę kremu do rąk marki Mary Kay. Dostałam kiedyś cały zestaw takich miniaturek. Produkt był bardzo gęsty ale nie nawilżał skóry jakoś wybitnie dobrze. Nie wrócę raczej do tych produktów tym bardziej, że nie mam styczności z ta marką.

Zużyłam także próbkę płynu dwufazowego marki Sephora. Z makijażem radził sobie dobrze ale pozostawał tłustą warstwę na skórze, której nie jestem fanką. Wydaje mi się, że pełno wymiarowe opakowanie jest dosyć drogie. Jak dla mnie nie jest wart tylu pieniędzy ale cieszę się, że mogłam  Obecnie używam płynu z Garnier i jestem zadowolona.

Wykorzystałam także krem do stóp marki Number 36. Od razu powiem Wam, ze jest beznadziejny. Fakt moje stopy to trudny przypadek ale są kremy, które na nie działają. A ten krem nie zrobił nic. Nie polecam! Teraz zużywam krem z Lirene. 

Ostatni produkt to serum antycellulitowe marki Eveline. Zużyłam dwa opakowania. Nie zwalczył cellulitu ale razem z ćwiczeniami poprawił stan mojej skóry. Myślę, że kiedyś do niego wrócę, ale chciałabym wypróbować też wypróbować produkty innych marek. Teraz używam serum z Nivei.  

Jestem ciekawa czy używałyście, któregoś z tych produktów. A może macie lepsze zamienniki?! Na dzisiaj to już wszystko. Pozdrawiam Was i zapraszam na kolejne posty. Paaa.


x.o.x.o.
MadzSch


14 listopada 2014

HAUL KOSMETYCZNY: promocja w Rossmannie 1+1

Witajcie Kochani!
Dzisiaj szybciutko pokażę Wam co upolowałam na obecnej promocji w Rossmannie. Od razu powiem, że nie zaszalałam, ponieważ: a) w październiku kupiłam 3 podkłady! b) mam pełno kosmetyków c) chyba się starzeje:P


Największy deal zrobiłam na tuszach Max Factor: False Lash Effect i False Lash Effect Fusion. Pierwszy miałam, drugi będę używała po raz pierwszy. Teraz kiedy mam dłuższe rzęsy przeżyje każdy efekt oprócz rozmazywania się. Mam więc nadzieję, że polubimy się bardziej niż z tuszami nisko półkowymi.

Wybrałam sobie do kolekcji kolejny Color Tattoo marki Maybelline, tym razem w odcieniu 35 On And On Bronze. Przepiękny kolor. Wiem, że zawsze tak mówię, ale będę go chyba często używać tej jesieni.

Ostatnim produktem kupionym na wielkiej promocji jest szminka Maybelline Super Stay 14 Hours. Wybrałam odcień najjaśniejszy czyli 110 Neverending Pink. Jest to trwała pomadka o matowym wykończeniu. 14 godzin na moich ustach się nie utrzymuję ale kilka godzin wytrzyma. Jak każdy matowy produkt wysusza moje usta. Przepięknie pachnie Mambą.

Nigdy nie miałam świeczki z Rossmanna. Postanowiłam więc jedną wypróbować. Tym bardziej, że zapach ciasteczek jest przepiękny. Nie jest jednak intensywny a jej sposób wypalania pozostawia wiele do życzenia. Ale chętnie ją palę, chociaż by dla efektu wizualnego.

Kupiłam swój ulubiony balsam z Isany Med, z 10% mocznikiem. Jest to kosmetyk bardzo uniwersalny. Używam go do ciała, dłoni i stóp na noc. Ale także kremuje nim włosy.  Ta seria jest chyba mało popularna. Nie wiem dlaczego, bo jest tania i dobra. 

Ostatni produkt to balsam do kąpieli Babydream, dla mam. Ja mama nie jestem, ani w najbliższym czasie nie będę. Nie oznacza to jednak, że nie mogę go używać:) Jednak posłuży mi on jako żel pod prysznic. Jestem bardzo ciekawa jak się sprawdzi ale już wiem, że będę pachnieć jak dzidziuś - i szczerze Wam powiem, że nie jest to pożądany efekt. 

To już wszystkie zakupy. Jestem ciekawa co myślicie o promocji 1+1, bo szczerze mówiąc ja liczyłam na coś w stylu -49%. Napiszcie też, co Wy kupiłyście! Paaa.

x.o.x.o.
MadzSch93

11 listopada 2014

NATURALNA PIELĘGNACJA: maseczka z kurkumy na przebarwienia

Witajcie Kochani!
Przebarwienia po trądziku to obecnie chyba mój największy problem. Z tłustą cerą już się w miarę pogodziłam - za wiele nie mogę zrobić. Ale przecież tak jak każda z nas, chciałabym mieć ładną cerę bez plamek i wyprysków. Mocnego trądziku już nie mam (choć w przeszłości miałam) to pojedyncze wypryski regularnie mnie odwiedzają. I każdy zostawia mi jeszcze bardziej uporczywego "nieprzyjaciela" - przebarwienie. Niezależnie od tego czy pryszcza wycisnę czy sam wyjdzie. Złuszczanie to dobry sposób, ale nie wystarczający jeśli plamki pojawiają się regularnie. I tak na pomoc przyszedł mi Azjatycki Cukier. Na pewną znacie jej bloga oraz kanał na yt! Jej post dotyczący maseczki z kurkumy był dla mnie wybawieniem.I właśnie o tej maseczce chciałabym Wam dzisiaj napisać. 


Dzisiaj skupie się tylko na jej kosmetycznych właściwościach ponieważ kurkuma swoją prawdziwą moc pokazuję właśnie w formie maseczki na twarz. Hinduski wiedzą to doskonale, bo od wieków ją stosują. Maseczka fantastycznie usuwa przebarwienia, rozświetla i poprawia koloryt cery, likwiduje trądzik i stany zapalne oraz dobrze radzi sobie także z drobnymi zmarszczkami. Ma działanie przeciwzapalne, przeciwgrzybiczne, antybakteryjne oraz antyoksydacyjne. A do tego jest tania i łatwa w przygotowaniu. 

Więc jaki jest przepis na tu cudo? Otóż mieszam łyżeczkę kurkumy (można dodać oczywiście więcej) z łyżeczką miodu i mleka (możemy dodać cokolwiek co ma kwas mlekowy: kefir, jogurt, maślankę, mleko). Wszystko dokładnie mieszam na gładką masę i nakładam na twarz. Trzymam ją od 30 minut do nawet godziny. Im dłużej tym lepiej, ale nie jest to konieczne. 

Maseczki tej używam od około pół roku, dlatego mam dla Was kilka rad. Jak wiemy kurkuma ma intensywnie żółtą barwę, dlatego barwi wszystko z czym ma kontakt. Aby więc uniknąć żółtych paznokci (kolor zmywa się po kilkunastu myciach rąk) maseczkę nakładajcie za pomocą starego pędzla, którego nie będzie Wam szkoda. Natomiast podczas zmywania polecam założyć rękawiczki lateksowe. Możecie wtedy zmyć maseczkę, albo tak jak ja użyć do tego starej szmatki (Ważne żeby była stara ponieważ już jej nie dopierzecie w 100%. A także by nie prać jej później w pralce z innymi rzeczami bo je zafarbuje). Po zmyciu maseczki wodą przemywam twarz żelem i rano, po drugim myciu kolor żółty schodzi całkowicie. Nie nakładajcie jej tez tuż przy linii włosów, ponieważ trudno będzie usunąć żółty odcień stamtąd. 

Nie mam zdjęć przed i po, ale musicie uwierzyć mi na słowo, ze przepis ten działa znakomicie. Nie pozbyłam się przebarwień całkowicie, ale usunęłam już około 80% tego co było. Pamiętajcie, że im częściej będziecie ją stosować tym efekty będą lepsze. Nie ma sensu nakładać ją raz w tygodniu, efekty będą marne.Ja stosuje ja 3, 4 razy w tygodniu. Czasem robiłam sobie np tygodniową bądź dwu tygodniową kuracje i stosowałam codziennie. Jednak jest to na dłuższą metę uciążliwe. 

Ok. Ja uciekam zrobić sobie maseczkę a Was zapraszam do wypróbowania! mam nadzieje, że podzielicie się ze mną efektami. Paaa.

x.o.x.o.
MadzSch93

7 listopada 2014

HAUL KOSMETYCZNY

Witajcie Kochani! 
Pokażę Wam dzisiaj jakie kosmetyki kupiłam. Są to przede wszystkim zakupy z października. Nie jest ich wiele, ale przeważa kolorówka. Ale są też pędzle, które razem z tuszem do rzęs zakupiłam na stronie MintiShop. Jest mało pielęgnacji, ponieważ skupiłam się na zakupach, które mogły by odciążyć mój portfel przy najbliższych promocjach w Rossmannie. Moja wishlista była na prawdę długa i nie chciałam kupować wszystkiego naraz. Więc, gdy nadarzyły się dobre wyprzedaże, korzystałam z nich. 


W aptece internetowej zrobiłam zapas matujących kremów z filtrem 50 marki Vichy. Używam ich cały rok, a w internecie można je znaleźć w dobrych cenach. 

Najnowszy zakup to krem nawilżający Rival de Loop, na noc. Kupiłam go w Rossmannie za 7.99 zł. Wybrałam go ponieważ nie zawiera parafiny ani silikonu no i jest bardzo tani. Pierwsze wrażenia są jak najbardziej pozytywne, ale na recenzje przyjdzie jeszcze czas. 

Przyszła pora na podkłady. I od razu powiem: tak dobrze widzicie! Kupiłam trzy podkłady! Czy to już początek szaleństwa? Powiedzcie, że nie! Na swoja obronę mam jednak to, że każdy był kupiony na dobrej promocji.

Max Factor Face Finity, czyli baza, podkład i korektor w jednym. Kupiłam w Super-Pharm na przecenie -50%. Wybrałam odcień 60 Sand, i jest to kolor trochę za ciemny ale nie ma tragedii. Będę go mogła używać też latem. Użyłam go już dwa razy i jestem z niego zadowolona. Średnio kryję, nie jest bardzo widoczny na skórze ale całkiem dobrze utrzymuje mat (oczywiście bez szaleństw - mam skórę tłustą). 

Kolejny to Rimmel Match Perfection. Kiedyś go miałam, ale nie byłam zadowolona. Zaraz po tym zmienili skład. A ja z używania palców przerzuciłam się na gąbkę i pędzel. Jest lekki, średnio kryjący i delikatnie nawilżający. Jednak nawet na mojej skórze trzyma się całkiem dobrze, ale używam go w dni, w które wychodzę z domu tylko na kilka godzin. Będzie świetny na zimę. 

Ostatni to L'oreal true Match. I jego kolor jest dla mnie najlepszy. Wybrałam tonacje ciepłą D1W1. Jest to jasny żółty odcień, chociaż mógł b być nawet bardziej żółty ale na to nic nie poradzę. Jednak z tej trójki ten jest dla mnie najlepszy. Również jest średnio kryjący, i utrzymuje się całkiem dobrze na mojej cerze. 

Uff. Podkłady za nami. Czas przejść do pomadek Bourjois Rouge Edition Velvet. Kupiłam dwa kolory (07 nude-ist oraz 04 peach club) w Super-Pharm na przecenie -50%, czyli mam dwa w cenie jednego. Już od dawna się na nie czaiłam. Kolory są przepiękne, trwałość dobra.  

W sklepie MintiShop wzięłam tusz do rzęs Max Factor Masterpiece Max, w kolorze czarnym. Kosztował tam 30 zł. Jeszcze go nie używałam, ale na pewno podzielę się z Wami efektami. 


I na koniec szybciutko pokażę Wam pędzle. Zamówiłam je na MintiShopie. Do podkładu: Hakuro H50s. Jest miękki, dobrze rozprowadza podkłady, łatwo się go myję i szybko wysycha. Do różu: Hakuro H24. Również nie mogę powiedzieć o nim złego słowa. Sprawdza się idealnie. Pędzel do cienia: Hakuro H70. Jeszcze nie używałam. Oraz dwa pędzle marki Maestro. Pierwszy o numerze 660, rozmiar 2 - jest to malutki pędzelek do eyelinera. I przyznam się, że jest małym niewypałem ponieważ chciałam coś na wzór pędzla Hakuro. Jednak to moja wina, gdyż nie sprawdziłam rozmiarów. No i dostałam takiego maluszka. Ostatni to również pędzelek do eyelinera: 790, rozmiar 0. Jest ok, ale nie współpracuje dobrze z eyelinerem z Maybelline, który jest już trochę suchy. 

Kto dotarł do końca? Dajcie mi znać o tym w komentarzu:) Post jest długi, zakupy mniejsze ale pieniądze zostały wydane. Nawet nie liczę ile. Teraz jeszcze tylko promocja w Rossmannie i oszczędzam na Urban Decay ponieważ znalazłam polski sklep internetowy, w którym dostępna jest ta marka. Trzymajcie się i do następnego. Paaa.

x.o.x.o.
MadzSch93

4 listopada 2014

AKTUALIZACJA WŁOSÓW: październik 2014

Witajcie Kochani!
Dzisiaj przychodzę, aby pokazać Wam moją włosową aktualizację. Mam nadzieje, że już za każdym razem zdjęcia oddadzą ich faktyczny wygląd i kondycje (chodzi mi o jakość zdjęć). 
Zanim jednak do tego przejdę chciałabym Wam krótko opisać moje włosy. Są one kręcone, cienkie i wysoko porowate. Nie farbuje ich od czerwca 2013 roku. Wcześniej katowałam je przez długi czas kolorem blond. Teraz mam lekkie ombre (ale na zdjęciach jest to mało widoczne). Włosy już doszły do siebie po farbowaniu: mam mało rozdwojonych końcówek i łamiących się włosów. Co jakiś czas tylko mam wrażenie, że wypada mi ich więcej co jest stresujące ponieważ z natury mam mało włosów. Ale dzięki wcierce mam też sporo baby hairs. Mam tendencję do łupieżu i swędzenia skóry głowy, która szybko mi się przetłuszcza. Jednak włosy myję co 3 dni. 
Zdjęcie było robione drugiego dnia po umyciu. Użyłam wtedy maski Kallos z proteinami mlecznymi - jeszcze testuję, ponieważ nie jestem pewna jak proteiny wpływają na moje włosy. 
Włosy podcinałam i lekko cieniowałam we wrześniu i teraz mam osobisty zakaz podcinani ich. Ale z reguły robiłam to co ok 10-12 tygodni. 
Do mycia włosów używam metody OMO, odżywek bez silikonów (prawie zawsze), szamponów bez SLS i SLES oraz olei. Przy tej metodzie włosy są wygładzone ale tracą na objętości - wolę jednak to niż mieć wielką szopę. Nie wyglądają idealnie (nie wiem czy kiedykolwiek będą) ale jestem zadowolona. Oczywiście jak to włosy wysoko porowate maja gorsze i lepsze dni, ale muszę je takimi zaakceptowac. 
Jak widzicie poniżej włosy aż tak bardzo mi się nie kręcą ale jest to bardziej zasługa związywania je na noc w dwa pasma (prawie warkocz ale jednak nie), wolę aby bardziej się falowały niż kręciły. Im będą dłuższe tym mniej będą kręcone, i to mi się akurat podoba. Nie używam tez suszarki, rzadko prostownice. 



Ok. Dajcie mi znać co myślicie o moich włosach. Przed nami jeszcze długa droga, ale uwierzcie mi, że jest znacznie lepiej niż kiedyś. Napiszcie jakie macie włosy i jak o nie dbacie. Może polecicie mi jakieś produkty dla włosów wysoko porowatych - a może same macie ten rodzaj włosów?! Ja uciekam, ale widzimy się już za nie długo. Paaa.

x.o.x.o.
MadSch93

1 listopada 2014

ULUBIEŃCY KOSMETYCZNI: październik 2014

Witajcie Kochani!
Październik za nami więc przyszła pora, abym pokazała Wam ulubieńców kosmetycznych. I o ile we wrześniu nie miałabym czego Wam pokazać, tak w tym miesiącu przychodzę do was z ogromną ilością produktów. Jest tu kilka kosmetyków, do których powróciłam po krótszej lub dłuższej przerwie oraz nowości, które zakupiłam w październiku (a kupiłam sporo, ale zakupy pokaże Wam w osobnym poście). 


Zacznę od płynu do higieny intymnej Facelle, który zakupiłam w rossmannie w wersji z aloesem. Kosztuje 4.99 zł ale bardzo często można dostać go w promocji. Jak każda z nas wie, że służy on do higieny intymnej, jednak w tym miesiącu używałam go w zupełnie inny sposób. A mianowicie myłam nim włosy. Tak, włosy na głowie. Chyba przez zupełny przypadek odkryłam na jakimś blogu informację, że niektóre dziewczyny używają go własnie do tej części ciała. Poczytałam trochę na ten temat i dowiedziałam się, że jest to dobry produkt ponieważ nie zawiera SLS. A, że zaczęłam unikać tego składnika w szamponach to postanowiłam wypróbować płyn Facelle. Nie wiem czy to zasługa tego produktu (przypisuję to jednak własnie jemu) ale moje włosy wyglądają lepiej. Nadal się przetłuszczają ale same końce wyglądają dużo lepiej (oczywiście zależy od dnia). Jest łagodny ponieważ nie swędzi mnie po nim skóra głowy i nie mam łupieżu. Ze względu na jego cenę i duże zastosowanie polecam Wam, abyście go wypróbowały. Jeśli nie sprawdzi się do włosów to na pewno do innej części ciała będzie lepszy. 

Do kremu z kwasem glikolowym i witaminą C marki Balea byłam bardzo sceptycznie nastawiona. Nie wierzyłam w to, że krem z "drogerii" pomoże mojej skórze. Bałam się, że mnie zapcha i tyle będzie z tej zabawy. Jednak bardzo się pomyliłam. Na szczęście! Używam go od początku września, i choć na początku faktycznie mnie wysypało (efekt oczyszczenia skóry), to teraz moja skóra wygląda bardzo dobrze. Oczywiście dalej pojawiają się na mojej twarzy wypryski, ale jest ich mniej. Pory są zmniejszone a przebarwienia maleją (choć pomaga mi też w tym inny produkt - recenzja wkrótce). Bardzo Wam polecam ten produkt, same na pewno kiedyś po niego jeszcze sięgnę. W internecie można go kopić za ok 25 zł.  

Ostatnim produktem z pielęgnacji jest emulsja oczyszczająca z granatem i aloesem marki Alterra. Jest to produkt łatwo dostępny, tani ale też łagodny dla skóry. Zapach jest specyficzny - nie każdemu przypadnie do gustu. Dobrze oczyszcza moją skórę, nie podrażnia, nie mam uczucia ściągnięcia. Jest jednak mało wydajny. Może to być jednak moja wina, ponieważ używam go bardzo często. Czy do niego wrócę? Nie wiem. W swoim składzie ma alkohol i chciałabym wypróbować produkt, który nie będzie miał tego składnika. Dopiero wtedy ocenię. 

W poprzednim miesiącu zainspirowana youtubem wyciągnęłam złoty cień w kredce marki Isa Dora, który sam na powiece sprawdza się bardzo kiepsko - jest nie trwały, i połączyłam go z Duraline marki Inglot. Co mi z tego połączenia wyszło? Przepiękny i trwały eyeliner. Bardzo podoba mi się ten subtelny efekt. I ogromnym plusem jest to, ze zużyję w końcu ten cień, który zalegał w mojej szufladzie.   

Moja kuzynka, która mieszka w Anglii przywiozła mi w wakacje kilka kosmetyków, o które ją poprosiłam. Znalazł się w tej grupie róż do policzków marki Natural Collection w odcieniu Peach Melba. Pamiętam, że sam kolor na początku mnie rozczarował. Spodziewałam się koloru brzoskwiniowego a dostałam bliżej nieokreślony kolor (przynajmniej dla mnie). Jednak sięgnęłam po niego, kiedy malowałam mocniej usta i chciałam mieć delikatny makijaż twarzy. I pewnego dnia zakochałam się w tym efekcie. Róż ma bardzo naturalny kolor i sprawia, że wyglądam bardzo świeżo, zdrowo. Choć w mojej kolekcji mam kilka róży to teraz namiętnie używam tego koloru i nie wydaje mi się, abym szybko dokonała w tej kwestii jakieś zmiany. 

Kiedy w maju kupiłam Color Tattoo w odcieniu Permanent Taupe wydał mi się zbyt szary do podkreślania brwi. Użyłam go kilka razy, odstawiłam i zaczęłam używać bardziej brązowego koloru. Jednak tej jesieni powróciłam do niego i nie wiem od czego to zależy, ale teraz wydaję mi się, że ten kolor do mnie pasuję. Podoba mi się, że moje brwi maja jasny kolor bo wygląda to naturalnie. Szybko się go nakłada i co najważniejsze jest bardzo trwały.  

Ostatnimi produktami są matowe pomadki marki Bourjois Rouge Edition Velvet. Zakupiłam je na promocji -50% w Super Pharm (świetna okazja). Mam dwa kolory: 07 Nude-ist i 04 Peach Club. Pierwszy kolor podoba mi się najbardziej. Wygląda całkiem naturalnie i to mi się podoba. Natomiast żałuję, że drugi kolor dla mnie ma mało wspólnego z brzoskwinką. Ten własnie kolor jest już mocniejszy, ale i tak chętnie go używam. Są trwałe (wytrzymują do czasu posiłku) ale niestety bardzo przesuszają moje usta (jeszcze nad tym popracuje). 

To już wszyscy moi ulubieńcy. Jestem ciekawa czy Używałyście, któregoś z tych produktów i jeśli tak, to jak on u Was sprawdził. I może powiecie mi w jaki sposób zapobiegać wysuszaniu ust przy pomadkach matowych (choć wiem, ze w 100% tego nie uniknę). Uciekam już a Wam życzę miłego weekendu. Paaa.

x.o.x.o.
MadzSch93