26 listopada 2016

PROJEKT DENKO: produkty do włosów

Witajcie Kochani!
Dzisiaj kolejny post i kolejny projekt denko. Wiem, że dopiero taki post się pojawił ale chcąc mieć czyste konto z pustymi opakowaniami na nowy rok muszę Wam teraz w listopadzie i grudniu wszystko pokazać. A nazbierało się tego całkiem sporo. Dlatego dzisiaj pokażę Wam jakie kosmetyki do pielęgnacji włosów zużyłam w przeciągu kilku miesięcy. Jest u kilka na prawdę dobrych produktów, które mogę Wam gorąco polecić ale oczywiście trafiło mi się kilka przeciętniaków, które warto sobie odpuścić. Jeśli jesteście ciekawe o jakich kosmetykach mówię to zapraszam do dalszej części posta. 


Zacznę standardowo od szamponów i od Bentley Organic - Szampon do częstego stosowania z pomarańczą, grejpfrutem, cytryną i rumiankiem, który kupiłam w supermarkecie Auchan za około 30 zł. Dużo jak na szampon, ale produkt jest wegański i ma 70% naturalnych składników. Nie zawiera SLS i SLES, parabenów i alkoholu. Zdecydowanie polecam ten szampon osobom, które mają włosy wysoko porowate, gdyż inne rodzaje może obciążać. Jest to szampon delikatny, nie wysuszający a wręcz powiedziałabym, że jest delikatnie nawilżający. Nie zmyje oleju, przynajmniej nie za pierwszym razem. Jednak bardzo go lubiłam i prawdopodobnie kiedyś do niego wrócę. 

Drugi szampon, który szczerze mogę polecić to Alterra - Szampon nadający włosom połysk Morela i pszenica. Jeśli śledzicie mojego bloga to wiecie, że miałam kiedyś wersję z kofeiną i ona kompletnie się u mnie nie sprawdziła. Miałam przesuszone włosy i nie zauważyłam żeby przeciwdziałał wypadaniu. Dlatego z dużą rezerwą podeszłam do wersji z morelą i pszenicą, z obawy, że może wydarzyć się to samo. Jednak po tym szamponie mam miękkie i lśniące włosy, które nie są przesuszone. Dobrze zmywa oleje ale jest dobry także na co dzień. Także zamierzam kupić go ponownie. 

Ostatni szampon to Head&Shoulders - większa puszystość. Mam tendencje do łupieżu dlatego miałam już kilka rodzai tego szamponu. Raz działały a raz w ogóle nie. Do tego jest to szampon z silnymi środkami myjącymi, więc nie mogę go często używać. Jak już wiecie z ulubieńców postanowiłam przerzucić się na szampony przeciwłupieżowe apteczne, które działają od razu i za każdym razem. Dlatego do szamponów marki Head&Shoulders nie zamierzam już powracać. 


Dalej są odżywki i Long For Lashes - Odżywka wzmacniająca przeciw wypadaniu włosów. Kupiłam ją kiedy regularnie stosowałam serum tej marki myśląc, że może wzmocni moje włosy na długości żeby się mniej rozdwajały i łamały. Nie zamierzałam jej używać na skórę głowy. Była jednak bardzo słaba, gdyż wolę odżywki nawilżające żeby ujarzmić moje spuszone włosy. Zużyłam nakładając ja przed myciem na wierzchnią warstwę włosów. Żałuje jednak wydanych na nią pieniędzy.

Kolejnym kosmetykiem jest Yves Rocher - Odżywka odbudowująca z olejkiem Jojoba, którą moje włosy bardzo polubiły. Ten olejek korzystnie działa na włosy wysoko porowate, czyli takie jakie ja mam. Była gęsta przez co mam wrażenie, że była bardzo odżywcza. Nie obciążała moich włosów. Nie zawiera silikonów i parabenów. W miarę dobra cena i wydajność. Na pewno do niej powrócę. Ale jestem też ciekawa tej odżywki do włosów kręconych. 

Ostatnią odżywką, a właściwie maską jest Receptury Babuszki Agafii - Drożdżowa maska do włosów, którą nakładamy na umyte włosy a dokładnie na skórę głowy na kilka minut. Sprawdziła się u mnie na prawdę dobrze. Nie obciążała włosów, wygładzała je, nie spowodowała żadnego swędzenia czy łupieżu. Na pewno pomogła w pojawieniu się babyhair. Ma także ładny ciasteczkowy zapach a do tego jest wydajna i tania. Mam już kolejne opakowanie. 


Kolejnymi kosmetykami to wcierki i pokażę Wam dwie. Pierwsza to For Long Lashes - Serum stymulujące wzrost włosów, które używałam przez dobre pół roku, jeśli nie więcej. Używałam go tak jak zalecał producent czyli dwa razy dziennie. Nie był to produkt tani ale byłam pełna nadziei, gdyż z serum do rzęs tej marki byłam zadowolona i myślałam, że to serum do włosów będzie działało na podobnej zasadzie. Drobne włoski się pojawiły ale nie był to efekt wart tej ceny. Do tego swędziała mnie po nim skóra głowy i miałam łupież. Mój chłopak zaczął używać tego produktu razem ze mną, ma duże zakola i u niego z jednej strony pojawiło się trochę włosków przy zakolu ale nic więcej. Mam jeszcze półtora opakowania, ale używam tylko na własne lekkie zakola a nie na całą skórę głowy. 

Kolejną wcierką jest Jantar, który bardzo lubię i stosuję z przerwami od lat. Po nim pojawiają mi się babyhair a jest łagodna dla skóry głowy. Nie przetłuszcza włosów. Nie zauważyłam szybszego wzrostu ale i tak jestem zadowolona. Do tego jest o wiele tańsza. 


Nanoplex zużyłam jeszcze na początku roku, jednak nie umiałam się zebrać do tego, żeby Wam go zrecenzować. Jest to produkt, który powinno się dodać do farby ale, że ja moich włosów nie farbuję użyłam tego z odżywką tak jak to zrobiła PannaNaturalna, od której zresztą ten produkt ściągnęłam. Ona była zachwycona, mówiąc, że ma taki sam rodzaj włosa jak mój. Jednak u mnie to w ogóle nie zadziałało. Włosy były miękkie, ale spuszone na wierzchu. Miały więcej objętości i lepiej się układały ale efekt szybko się wypłukał. Najlepiej chyba zadziała sama odżywka gdy nałożyłam ją po jakimś czasie samą. Nie był to drogi produkt, ale bardzo żałuję, że u mnie nie zadziałał. 

Kolejnym kosmetykiem jest olej migdałowy, którym olejowałam włosy. Dobrze się sprawdzał jednak rewelacyjnych efektów nie zauważyłam. Był tani i bardzo wydajny. Pod sam koniec używałam go także do ciała. 

Ostatnim produktem jest Ľbiotika Biovax - Jedwab do włosów. Miałam długą przerwę w stosowaniu go, gdyż w ogóle nie używałam silikonów. Powróciłam jednak do nich na nowo i wykończyłam ten produkt. Wygładzał włosy i mam nadzieje zabezpieczał końcówki. Tani, ale dostępny chyba tylko w Super-Pharm. Mam teraz coś innego. 

To już wszystkie kosmetyki do włosów, które chciałam Wam pokazać. Mam nadzieję, że znalazłyście tutaj coś dla siebie. Jestem ciekawa Waszej opinii, czy znacie, używacie którego z tych kosmetyków. Koniecznie napiszcie też jaki macie rodzaj włosów. 


x.o.x.o.
MadzSch93

20 listopada 2016

PROJEKT DENKO: kolorówka i produkty do paznokci

Witajcie Kochani! 
Dzisiaj przychodzę, z mam nadzieję krótkim postem, w którym pokażę Wam głównie produkty do makijażu, pielęgnacji ust i dwa do pielęgnacji paznokci. Nie będzie tu nie wiadomo jakich kosmetyków do makijażu, gdyż nie jest łatwo zużyć kolorówkę, ale to pewnie same dobrze wiecie. Po drugie, mój codzienny makijaż jest raczej skromny, więc nie mam okazji do zużycia wielu produktów.  


Zacznę od tuszy do rzęs, ponieważ zużyłam ich aż sześć. Pierwszy, Yves Rocher - Sexy Pulp Ultra-Volume Mascara. Według producenta ma to  być ekstremalnie pogrubiający tusz, i o dziwo na wizażu ma dosyć wysoką ocenę. U mnie się jednak nie sprawdził, gdyż przede wszystkim odbijał mi się w ciągu dnia na górnej powiece a to jest coś, co u mnie skreśla tusz od razu. Same rzęsy wyglądały dobrze, ale bez rewelacji. A szczoteczka była ogromna, z włosia, ale przez rozmiar bardzo nie wygodna. Łatwo było mi się nią pobrudzić.

Druga, Maybelline - Great Lash. Kupiłam ją w Biedronce bo pamiętam, że widziałam ją kiedyś w sklepach jako dziecko. A później nie można było jej u nas kupić. I dlatego byłam jej ciekawa a w internecie czytałam pochwalne recenzje. Według producenta jest to tusz pogrubiający i pielęgnacyjny. Tym razem ten ma małą szczoteczkę, również z włosia. Wydawało mi się, że będzie mi się nią wygodnie malować rzęsy. Jednak nabiera ona zbyt mało produktu i efekt na rzęsach jest bardzo słaby, w dodatku skleja je i również odbijała się na górnej powiece. Bardzo szybko przestałam jej używać.

Trzecia, Max Factor - False Lash Effect Mascara, to tusz, który miałam już kilku krotnie. Testowałam go i na swoich naturalnych rzęsach i już na tych wyhodowanych na odżywce. Według producenta jest to tusz wydłużająco-pogrubiający. Ma szczoteczkę silikonową z krótkimi włoskami. Daję naturalny efekt dobrze rozdzielonych rzęs. Na pewno nie będziecie miały efektu sztucznych rzęs. Byłam jednak zadowolona, był trwały i nie odbijał mi się na górnej powiece. 

Czwarty tusz to L'oreal - Volume Million Lashes. Miałam ją po raz pierwszy, i w ogóle był to pierwszy tusz tej marki jaki testowałam. Według producenta jest to tusz pogrubiający. Ma również silikonową szczoteczkę, bardzo giętką z dużą ilością włosków prawie jednej długości. Z tego tuszu byłam także zadowolona. Ładnie wydłużaj i pogrubiał, a także rozdzielał rzęsy. Była trwały, ale tusze o tej cenie powinny takie być. Słyszałam, ze wersja So Coututre jest lepsza, co za niedługo sama ocenię. 

Piąta maskara, Maybelline - The Colossal Volum' Express Mascara. Według producenta jest to tusz zwiększający objętość. Ma dużą szczoteczkę z włosia. Miałam już kiedyś dwa opakowania: pierwsze, sprawdziło się genialnie ale drugie niestety było chyba stare, ponieważ tusz odbijał się na górnej powiece. Tym razem bywało różnie, ale raczej mniej się odbijał.

Szósty tusz do rzęs i ostatni to Rimmel - Volume Colourist Mascara. Jest to tusz pogrubiająco-wydłuzający, który dodatkowo zawiera hennę i przy regularnym stosowaniu powinien nasze rzęsy przyciemniać. Ma dużą szczoteczkę z włosia. Podchodziłam do tej maskary sceptycznie, gdyż nie mam dobrych doświadczeń z maskarami marki Rimmel. I ten produkt tylko to potwierdził. Efekt na rzęsach był dosyć mizerny, odbijał mi się się niemiłosiernie na górnej powiece a do tego bardzo łatwo było mi się nią pobrudzić w czasie malowania. Bardzo szybko ją odstawiłam. Efekt przyciemnienia rzęs był bardzo delikatny dlatego chyba wolę zrobić hennę. 


Teraz przejdę do kosmetyków do twarzy i do korektora Bell - Multi Mineral Anti-Age Concealer. Używałam go pod oczy, miał jasny kolor i nie pamiętam żeby ciemniał, krycie miał średnie ale zbierał się w zmarszczkach. Jeśli dobrze pamiętam to nawet przesuszał skórę pod oczami przy dłuższym stosowaniu. Do tego jeszcze nakrętka zaczęła się rozpadać (dosłownie).

Drugim korektorem jest Astor - Perfect Stay Concealer. Miałam go w najjaśniejszym kolorze i również używałam go pod oczy. Sprawdzał się dużo lepiej, choć także wchodził w zmarszczki. Jednak krył lepiej i był trwalszy. Nie pamiętam ile go dokładnie używałam, ale był naprawdę bardzo wydajny. Dużo bardziej go polubiłam niż podkład z tej serii.

Kolejny korektor to Catrice - Camouflage Cream, który używałam tylko do twarzy, by zakryć wypryski i przebarwienia. Był bardzo wydajny i całkiem dobrze krył. Jednak nie jest to korektor zastygający dlatego trzeba uważać w ciągu dnia aby go sobie przypadkiem nie zetrzeć. 


Zużyłam także trzy próbki kosmetyków mineralnych marki Amilie Mineral Cosmetics. Pierwszym produktem był Podkład Kryjący w kolorze Golden Fair i mimo jednak zbyt jasnego koloru ten sprawdził się najlepiej, gdyż krycie było odpowiednie. Drugim produktem był Podkład Matujący w kolorze Sesame. Kolor o wiele bardziej mi pasował, jednak krycie miał zbyt słabe jak na moje potrzeby. Bardziej przypominał puder niż podkład. Dlatego zdecydowanie bardziej polecam podkład kryjący. Trzecim produktem był róż do policzków w kolorze Pin Up Girl. Był to bardzo ładny kolor dosyć żywego różu.  

Kolejnym kosmetykiem jest róż do policzków marki Inglot. Dokładnego koloru Wam nie podam ponieważ już dawno starł się numerek, ale był to kolor brudnego różu. Przede wszystkim był to kolor, do którego długo musiałam się przekonać, gdyż nie byłam pewna czy mi pasuje. Używałam go głównie jesienią i zimą. Był bardzo wydajny gdyż, miałam go przez kilka lat, a na mojej tłustej cerze był nawet całkiem trwały. 

Maybelline - Lasting Drama Gel Eyeliner, to produkt, z którym musiałam się pożegnać gdyż już za bardzo wysechł. Ale używam już kolejne opakowanie. Jest to mój hit wśród eyelinerów. Bez bazy, na moich tłustych powiekach, trzyma się cały dzień. Opakowanie mogło by być, jak dla mnie, mniejsze ponieważ nie jestem w stanie zużyć go do końca. Jak dla mnie jest to najlepszy drogeryjny produkt.  


Teraz przyszła kolej na cztery produkty do ust. Pierwszy, pomadka Maybelline - Baby Lips w kolorze Pink Punch, kupiłam zaraz na początku pojawienia się ich w drogeriach. Lubię połączenie koloru i pielęgnacji, gdyż matowe i tępe produkty nie sprawdzają się u mnie tak dobrze na co dzień. Jednak ta pomadka kompletnie się u mnie nie sprawdziła. Przede wszystkim jaskrawy kolor, który nie pasuje do mojego typu urody, a w dodatku nie nakładała się na usta równomiernie. Nie miałam już ochoty na testowanie innych kolorów. Zastanawiam się jednak kto wymyślił te kolory, do noszenia niby na co dzień i to jeszcze przez nastolatki. 

Druga, pomadka Nivea Fruity Shine Watermelon. Skusiłam się ze względu na ciekawy zapach i ładny różowy kolor. Pachnie ładnie ale koloru nie dawała prawie w ogóle dlatego się zawiodłam. Plusem było to, że nie była bardzo błyszcząca. Pamiętam, że kiedyś te kolorowe pomadki Nivea były bardziej matowe a później zmienili je na bardzo błyszczące, co mi przestało się podobać. 

Kolejny produkt do ust to pomadka Labello - Fruity Shine Cherry, którą kupiłam w Niemczech. Wydaje mi się, że Labello to niemiecki odpowiednik Nivea, bo wyglądem są takie same. Pamiętam, że jako dziecko miałam wiśniową pomadkę Nivea, później ją wycofali i gdy zobaczyłam ją w drogerii DM to musiałam kupić. Ładnie pachniała, ale błyszczące wykończenie i ciemny kolor szybko mnie zmęczyły. I mimo, że wiśniowa Nivea jest znowu u nas dostępna to raczej nie kupie jej ponownie. 

Ostatni produkt do ust to balsam Tisane, który bardzo lubiłam. Nakładałam na noc grubszą warstwę i rano usta były gładkie i nawilżone. Był całkiem wydajny i zapachem przypomina miętowe tic-taci. Jest tani i łatwo dostępny. Być może kiedyś kupię go ponownie. 


I na koniec dwa produkty do paznokci. Pierwszy to Evree Maxrepair - regenerujące serum do paznokci, które używałam głównie do nawilżania skórek. Ma dobry skład z kilkoma olejkami, dlatego dobrze się w tej kwestii sprawdza. Wygodny aplikator, dzięki któremu szybko i w każdym miejscu mogłam sobie ten produkt zaaplikować a do tego szybko się wchłania. Mam już kolejne opakowanie. 

Drugi to Pierre Rene Nail Xpert - Regenerating Oil czyli oliwka do pielęgnacji skórek i paznokci. Produkt tani, średnio wydajny z wygodnym opakowaniem z pipetką. Byłam bardzo zadowolona bo jeszcze lepiej nawilżała skórki a ja mam z tym duży problem. Jednak nie wchłania się już tak dobrze. Szybko ją zużyłam ponieważ używałam jej codziennie i często nakładałam jej za dużo. I jedyny minus jaki widzę to fakt, że po pewnym czasie odpadła mi góra nakrętki - ten guziczek od pipetki. Na pewno kupię ponownie. 

To już cały projekt denko. Spodziewajcie się ich jeszcze kilka, gdyż chciałabym pokazać Wam w tym roku wszystkie puste opakowania, które zużyłam żeby od nowego roku robić takie posty co miesiąc. Jak zawsze napiszcie czy miałyście wyżej wymienione kosmetyki, i jeśli tak to dajcie mi znać jak się u Was sprawdziły. 



x.o.x.o.
MadzSch93